wtorek, 2 marca 2010

Moje Anioły

Miałam wczoraj tzw. szewski poniedziałek. Nic mi nie wyszło co chciałam i dokładnie wydarzyło się wszystko na co nie miałam ochoty. Kiedy czuję, że zaczyna się w danym dniu taki ciąg jak przeciąg niesprzyjających wydarzeń, poddaję się mu . Może nie od razu, bo zawsze mam chęć się przeciwstawić tej niepojętej sile destrukcji. Ale to walka z wiatrakami. Im bardziej walczę tym silniejszy opór i manifestacja. Więc niech sobie będzie , puszczam ją przodem albo bokiem i niech szaleje. Obserwuję co jeszcze mi niemiłego powie, co zabierze, co zepsuje. A ja robię swoje, obracając się w stronę aniołów i do siebie. Tam znajduję spokój i ukojenie. A impet tej siły , która wpada z mocą wodospadu :) , maleje. Często wspomagam się w takich dniach moim przyjaciółmi, znajomymi, ale o ironio losu albo rozpoczynali remont , albo ich nie było w domu, albo poprostu pozasypiali. Oczywiście nie wszyscy naraz, ale mniej więcej tak to wieczorem wczoraj wyglądało. Więc pozostałam ja i Anioły. I był to cudowny wieczór. Te piękne , na fotografiach przyleciały do mnie aż z Ameryki. Podarunek od Kochanej chociaż "przyszywanej" cioci. Nie łączą nas więzy krwi lecz czasami silniejsze, więzy serca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

:)